Padało. Krople deszczu szeleściły wśród liści. Potok płynący wzdłuż ścieżki prowadzącej do wodospadu głośno szumiał. Woda przemykała pomiędzy omszałymi kamieniami tworząc małe jeziorka i kaskady. W powietrzu unosił się zapach mokrej ziemi i rozkładających się liści. Zapach jesieni.

Po wyjściu zza zakrętu, dźwięk płynącej wody stał się głośniejszy. Moim oczom ukazał się niewysoki wodospad. Spienione kaskady wody spływały i rozpryskiwały się w zetknięciu z taflą wody. Wodospad szeroki u góry, zwężał się w wąski strumień u dołu i tworzył klin wbijający się między głazy. Wokół niego wznosiły się skały, przepięknie pokryte jaskrawymi porostami. Szarość kamieni kontrastowała z ich intensywną żółcią. Wszędzie leżały liście, których kolory wzmocnione były przez deszcz. Pomarańcz, czerwień, brązy i żółcie, gdzieniegdzie resztki zieleni.

Stałam na małym mostku i próbowałam zapamiętać ten widok. Sosnowe gałęzie kołysały się na wietrze i co chwilę zrzucały na moją głowę strumienie wody. Nie było tam nikogo poza mną. Tylko woda, która pędziła, wirowała, groźnie ryczała. Prawdziwa potęga natury.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *