W krainie Amiszów
Kolejnego ranka udaliśmy się do wypożyczalni samochodów Dollar, w której zarezerwowaliśmy auto na dalszą część podróży. Szybko załatwiliśmy formalności, odebraliśmy samochód i wyruszyliśmy w drogę. Kilka uwag: nie jest potrzebne prawo jazdy międzynarodowe, koszt ubezpieczenia jest bardzo wysoki – wynosi praktycznie tyle samo, co wypożyczenie auta, wszystko można załatwić przez internet z Polski, im szybciej zarezerwuje się auto, tym niższa jego cena.
Pierwsze wrażenie – drogi są bardzo szerokie, 2-9 pasów w każdą stronę, zależnie od miejsca. Dobrze oznaczone. Jeździ się świetnie. Poza tym Amerykanie jeżdżą bardzo spokojnie, przestrzegając przepisów.
Dojechaliśmy do Pensylwanii, w okolice Lancaster. To region rolniczy; mnóstwo farm i pól uprawnych. Udaliśmy się do Amish Village – coś w rodzaju skansenu prezentującego życie Amiszów. Była to jedyna dostępna dla nas forma spotkania z ich niezwykła kulturą. Skansen zwiedzało się z przewodnikiem. Była również możliwość wycieczki na autentyczną farmę, ale nie mieliśmy już na to czasu.
Skansen składał się z domu, budynków gospodarczych, zagród dla zwierząt (ze zwierzakami, ku uciesze dzieci), kilku „dorożek” (nie wiem jaką nazwę noszą klasyczne pojazdy Amiszów, więc wybaczcie jakby co ;)), szkoły, wiatraka, zabudowanego mostu, sklepów, kuźni…
Amisze posługują się dialektem języka niemieckiego, zwanym pensylwańskim:
Nie używają elektryczności, korzystają za to z gazu, więc lampy, kuchenki i lodówki (sic!) mają gazowe – co wzbudziło wielkie zdziwienie u Amelki – jak można żyć bez bajek, bez samochodów, bez pralki, telefonu…
Noszą skromne ubrania, panie mają czepki na głowach, panowie kapelusze. Przewodniczka podpowiedziała nam, jak rozpoznać dom i obejście Amiszów wśród innych domów – po zbiornikach na gaz i wiszącym na linkach praniu ;)
Panie zajmują się między innymi szyciem takich pięknych patchworkowych narzut. Swoje wyroby sprzedają turystom. Większość Amiszów żyje z rolnictwa i rzemieślnictwa.
Poniżej zdjęcia robione z samochodu, podczas podróży przez okolice Lancaster. Widać, że wspólnota jest spora i aktywna, że żyją we współczesnym świecie, jednak nie korzystając z jego dobrodziejstw.
Dzieci nie uczą się w szkołach publicznych, tylko w niewielkich szkołach prowadzonych w ramach wspólnoty. Edukację kończą w wieku 14 lat, na poziomie podstawowym.
Zależało nam na tym, aby pokazać córce odmienny sposób życia, bez konsumpcjonizmu, nieco romantyczny, mocno oparty na religii i więzach niewielkiej społeczności, konserwatywny.
Wieczorem dotarliśmy do Waszyngtonu…
Poprzedni wpis: Dolny Manhattan
Następny wpis: Z wizytą u Obamy
Wow! Niesamowite i bardzo ciekawe.
Tak, bardzo ciekawa społeczność :)
Super wpis i zdjęcia. Że też nie trafiłam do tego miejsca jak byłam w Stanach!
Warto tam zajrzeć, gdy się podróżuje przez wschodnie wybrzeże. Niesamowici ludzie…