To co najbardziej lubię w podróżowaniu…
poza samą podróżą… to przygotowania do niej.
Uwielbiam planować, wymyślać cel, przeszukiwać internet w poszukiwaniu atrakcji, hoteli, ustalać terminy, wyszukiwać tanie loty, potem tanie, ale fajne noclegi, jak najbliżej metra/zabytków/lotniska/rodziny (w zależności dokąd się wybieramy). Uwielbiam sięgać po przewodniki kurzące się na półce lub kupować nowe, jeśli to nowy kierunek, uwielbiam wertować kartki, znajdować miejsca, które chciałabym zobaczyć, uwielbiam przeglądać mapy i atlasy. I czytać i poznawać i planować i wyobrażać sobie… Buszuję w necie, czytam wspomnienia innych turystów, oglądam mapy satelitarne. Poznaję kuchnię, zwyczaje, geografię, historię. Sięgam po lektury związane z celem podróży. Uwielbiam robić notatki w notatnikach, zapisywać wskazówki, adresy, informacje, które mogą mi się przydać na miejscu. I nieważne czy celem jest Poznań, czy Nowy Jork, Kenia, czy Chorwacja. Planowanie jest zawsze takie samo i tak samo przyjemne. To odkrywanie tajemnicy, która na mnie czeka…
A od blisko roku boję się planować. Nie widzę w tym wielkiego sensu, bo wszystko jest teraz zbyt wielką niewiadomą. I bardzo mi tego brakuje. Tych przygotowań, tego dreszczyku emocji przed podróżą, tego oczekiwania na nieznane, na kolejną przygodę.
A jednak nieśmiało coś zaczyna mi się układać w głowie, coś tam świta i kiełkuje. Jak nas otworzą, to plany będą gotowe. Tylko jechać!