Przepiękną Apulię pożegnaliśmy krótką wizytą w mieście Martina Franca. To kolejne charakterystyczne dla tego regionu „białe miasto”. Najstarsza jego część otoczona jest murami, a po wejściu przez jedną z miejskich bram, zagłębić się można w plątaninę wąskich uliczek. Tu przemyka kot, tu pachnie mokre pranie, jakaś starsza pani podlewa pelargonie, któryś z mieszkańców usiłuje zaparkować auto w wąziutkiej alejce i warczy silnikiem… Poza tym cisza i spokój. Codzienne życie.

Martina Franca słynie z barokowych zabytków i faktycznie spotyka się je w całym mieście. To muzeum pod gołym niebem. Barokowe pałace, kościoły, detale architektoniczne. Piękno na każdym kroku.

Podwójna nazwa miasta pochodzi od św. Marcina, który jest jego opiekunem oraz – Franca – od pochodzenia króla Karola Andegaweńskiego, bowiem miasto zawdzięcza mu wiele przywilejów.

Jedyny gwar słyszymy na głównym placu miasta Piazza Maria Immacolata – odbywa się tu niewielki jarmark. Jest trochę miejscowych, trochę turystów.

Zdecydowaliśmy się zjeść w Martina Franca obiad – ale nie było to łatwe. Włosi nie jadają tak wcześnie jak my i musieliśmy chwilę poszukać restauracji, w której będziemy mogli zjeść. Udało się w końcu i mogliśmy posilić się smacznymi daniami.

To makarony o kształcie charakterystycznym dla tego regionu – orecchiette:

i cavatoni:

W Martina Franca spędziliśmy parę godzin na spokojnym spacerze, zjedzeniu obiadu, poszperaniu na straganach ;) Stąd udaliśmy się na Wybrzeże Amalfitańskie, ale o tym przeczytacie kiedy indziej :)

CDN

Wasza Patrycja

Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *