Północna Walia
We wrześniu zrobiliśmy sobie przedłużony weekend w Manchesterze. Adam był na konferencji, a my z Amelią jednego dnia wybrałyśmy się na całodzienną wycieczkę do północnej Walii. Wycieczkę organizowało lokalne biuro Rabbie’s.
Naszym pierwszym przystankiem było maleńkie miasteczko Conwy, położone nad brzegiem Morza Irlandzkiego. Otoczone jest ono średniowiecznymi murami należącymi do wielkiej fortecy. Zamczysko zbudowane zostało w ciągu 4 lat (!!!) w XIII wieku na rozkaz króla Edwarda I podczas najazdów Anglików na Walię. To jedna z najlepiej zachowanych warowni w Walii. Wpisana została ona na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Jak na średniowieczne miasto przystało – jest tu także sklep dla rycerzy:
Miasteczko jest bardzo ładnie zachowane – przyjemne miejsce na spacer:
Zobaczyć tu można także trzynastowieczne opactwo z kościołem pw. Najświętszej Marii Panny i Wszystkich Świętych.
Conwy jest podobno najbardziej nawiedzonym miejscem w Walii. Patrząc na długość jego istnienia i burzliwą historię, jest to bardzo możliwe ;)
Nad wodą poprowadzono deptak, kolejne miejsce idealne do spacerowania!
Na nabrzeżu spotkacie także Najmniejszy Dom w Wielkiej Brytanii. To dom mieszkalny o wymiarach 3,05m x 1,8m zbudowany został w XVI wieku. Ostatnim jego mieszkańcem w 1900 roku był miejscowy rybak o wzroście 1,91m – nie wiem, jak ten człowiek mógł w takim maleństwie mieszkać! Obecnie dom można zwiedzać.
Kolejnym przystankiem było jezioro Llyn Padarn na terenie Parku Narodowego Snowdonia. Piękne miejsce z widokiem na ruiny zamku Dolbadarn.
Następnie przejechaliśmy przez fragment Parku Narodowego Snowdonia z krótkim postojem na punkcie widokowym, skąd mogliśmy podziwiać szczyt góry Snowdon.
W miasteczku (a właściwie wsi) Betws-y-Coed spędziliśmy według mnie za mało czasu. Jest ono maleńkie, ale prześliczne. Mam spory niedosyt.
Betws-y-Coed założono w VI wieku jako wieś przyklasztorną. Położona jest w lesie Gwydir, pomiędzy dwoma rzekami – Conwy i Llugwy. To popularne miejsce, w którym turyści wyruszają na piesze wycieczki po regionie. Ma atmosferę wiktoriańskiego kurortu górskiego – dla mnie fantastyczną.
Zabytkową stację kolejową zamieniono na strefę gastro – jest tu pełno knajpek oraz butików.
Sama osada leży wśród zieleni, a dwie przepływające przez nią rzeki nadają jej dodatkowego uroku. Kamienne domy, zabytkowe kościoły, sklepy z uroczymi wyrobami, kawiarnie ze stolikami pod gołym niebem i mnóstwo turystów spacerujących z psami. To chyba ulubione miejsce „psiarzy” z okolic – rozmaite rasy, duże, małe, kudłate, gładkie, dziesiątki psów.
Jest tu także wodospad – a właściwie kaskada, którą podziwiać można z kamiennego mostu Pont-y-Pair (1500 r.)
Na więcej nie wystarczyło nam czasu, choć miałyśmy wielką ochotę pospacerować tam dłużej…
Ostatnim naszym przystankiem było Chester. To miasto z bardzo długą historią – założone zostało przez Rzymian około 2000 lat temu jako Castra Devana. Zachowały się tu zabytki z czasów obecności Rzymian, ale nie miałyśmy czasu, aby je zobaczyć. Skupiłyśmy się tylko na średniowiecznej zabudowie miasta, doskonale zachowanej i uroczej. Centrum miasta wyznaczają cztery ulice spotykające się przy Krzyżu (Chester cross). Ulice zabudowane są rzędami wysokich szachulcowych kamienic, nazywanych Rows. Na parterze i pierwszym piętrze mieszczą się sklepy i lokale użytkowe, a na wyższych kondygnacjach – mieszkania. Tak wyglądały kamienice średniowiecznych kupców – na dole magazyny i sklepy, u góry pomieszczenia dla rodziny.
Nazywana „najczęściej fotografowanym zegarem w Wielkiej Brytanii” wieża zegarowa Eastgate, zbudowana została w roku 1899, na jubileusz królowej Wiktorii.
Katedra w Chester pochodzi z XI wieku, powstała przy wielkim klasztorze benedyktynów. Doskonale zachowana, z malowniczymi krużgankami i pięknymi witrażami.
Tuż obok katedry stoi Chester Town Hall (ratusz):
Grosvenor Shopping Centre powstał pomiędzy średniowiecznymi kamienicami. Gdy wchodzimy na piętro szachulcowych domów, nic nie zapowiada nowoczesnego centrum handlowego z 70 sklepami. Robi to wrażenie!
Chester jest pięknym miastem. Jego czarno-białe domy w kratkę są urocze i świetnie zachowane. Mnóstwo tu knajpek, pubów, kawiarni. To też świetne miejsce na zakupy – poza brytyjskimi sieciówkami, są tu malutkie butiki, sklepy z rękodziełem i niszowymi wyrobami. Miasto kryje wiele niespodzianek – rzymskie zabytki, perełki średniowiecznej architektury, piękne ogrody, zamek, mury obronne, zoo i wiele innych. Atrakcji tu mnóstwo i zdecydowanie jest to miasto warte na poświęcenie mu więcej niż paru godzin, tak jak my musiałyśmy to zrobić. Koniecznie musimy tu wrócić!
Pozachwycałam się wszystkimi zabytkami, ale najbardziej podobają mi się cudne budynki w Chester i forteca w Conwy. I jeszcze katedra i widoki.
Nie mogę się tylko przekonać do fish & chips. Smakowało jak przeciętna ryba z kiepskimi frytkami byle jak rzucona na talerz (moje doświadczenie kulinarne z Londynu), a może źle trafiłam.
Najlepiej fish&chips smakuje nad morzem, w barach mniej turystycznych. My też różnie trafialiśmy…