Wakacje tego roku to nie był najlepszy czas na podróżowanie. Loty pojawiały się w siatce połączeń, potem znikały. Niektóre kraje wymagały testów na Covid-19, inne wprowadzały kwarantannę, a jeszcze inne w ogóle zamknęły się na turystów. Dlatego na wykupione przez nas w lipcu przeloty na trasie Gdańsk-Mykonos-Gdańsk, patrzyliśmy z dużym sceptycyzmem. Ale nadszedł dzień naszego wyjazdu i okazało się, że nie dość, że nasz urlop doszedł do skutku, to na dodatek była to jedna z najfajniejszych podróży w ostatnich latach. Ale po kolei.

W letniej ofercie WizzAir pojawiły się loty z Gdańska na Mykonos. Nigdy nie myśleliśmy o tej greckiej wyspie jako o celu podróży, ale tym razem postanowiliśmy kupić bilety i spędzić urlop na Cykladach. Wiedzieliśmy, że Mykonos nazywana jest „grecką Ibizą”, że to wyspa imprezowa, głównie dla młodych ludzi, dla lubiących zabawę w klubach, dla szukających całonocnej rozrywki, dla kochających blichtr i luksus. Czyli nie dla nas ;) Dlatego postanowiliśmy spędzić na niej tylko dwa pierwsze dni oraz ostatni przed samym powrotem, a w międzyczasie uciec na pobliską wyspę Tinos. I tak też zrobiliśmy.

Mykonos to wyspa położona w archipelagu Cykladów, na Morzu Egejskim. Zamieszkiwana przez około 10 tysięcy stałych mieszkańców, ale w szczycie sezonu przebywa na niej około 100 tysięcy gości dziennie. Wyspa jest bardzo otwarta na turystów LGBT. Ma też opinię bardzo eleganckiej i wybieranej przez osoby zamożne, światowe sławy i celebrytów. I faktycznie też ją tak odebraliśmy. Ceny w sklepach i restauracjach były bardzo wysokie, z klubów nie korzystaliśmy, więc niczego na ten temat powiedzieć nie możemy, ale ilość instagramerów na metr kwadratowy była znacznie wyższa niż gdzie indziej :)

Znaleźliśmy przez booking.com hotel położony nieco dalej od centrum i od nocnych klubów – Aeolos Resort. Okazał się być jednym z najlepiej przez nas wspominanym hotelem, w jakim przez lata udało nam się gościć. Wspaniała obsługa zaangażowana w to, abyśmy czuli się jak najlepiej, ogromna gościnność i uśmiech na każdym kroku. Wspaniały czas.

Stolicą wyspy jest Chora (Góra) i jest to jedyne miasto na wyspie. To także jedno z nielicznych miejsc wartych zobaczenia – po prostu Mykonos atrakcjami nie stoi ;)

Najbardziej charakterystycznymi budynkami Chory są XVI-wieczne wiatraki stojące na wzgórzu. Wyłączone z użytku, z bielonymi ścianami, górują nad miastem, będąc tematem tysięcy zdjęć o wszystkich porach dnia.

My również ulegliśmy ich urokowi i odwiedzaliśmy je i o świcie, i w południe, i o zachodzie słońca.

Wiatraki stoją nieopodal malowniczej Małej Wenecji – Little Venice. To dzielnica, w której budynki położone są bezpośrednio nad wodą. Znajduje się tam mnóstwo restauracji i kawiarenek. „Wenecja” najchętniej odwiedzana jest wieczorami, kiedy obserwuje się tam spektakularne zachody słońca.

Kolejnym miejscem, którego nie sposób w Chorze ominąć, to Stary Port. Jest tu niewielka miejska plaża, promenada, malowniczy kościółek z niebieskim dachem, przy falochronach cumują kolorowe kutry, rybacy sprawiają ryby, nad ich głowami latają mewy polując na jakiś kąsek, kelnerzy z licznych knajpek zapraszają turystów na posiłek…

W Starym Porcie znaleźliśmy restaurację Kavos – smaczne dania, w tym świeże ryby i owoce morza i przepiękny widok na zachodzące słońce…

W Chorze wg różnych źródeł jest od 300 do 500 kościołów. Z reguły są to malutkie kościółki z mini dzwonnicą i faktycznie natykamy się na nie na każdym kroku. Ale są przeurocze, więc chętnie do nich zaglądamy i przystajemy, aby uwiecznić na zdjęciu.

Jednak najbardziej znanym i najważniejszym kościołem na wyspie jest Panagia Paraportiani. Tworzy go 5 kaplic połączonych ze sobą. Najstarsza z nich pochodzi z 1425 roku, inne z XVI i XVII wieku. Kościół ma bardzo nietypowy wygląd przypominający niektórym „głowę cukru”, innym „bryłę lodu”. Jest to jeden z najbardziej znanych, rozpoznawalnych i najchętniej fotografowanych obiektów sakralnych w całej Grecji, ale i na świecie.

A tym, co jest najpiękniejsze w Mykonos Town – jak także nazywa się stolicę wyspy – są wąziutkie uliczki starego miasta. Domy z bielonymi ścianami, kwitnące bugenwille, koty wylegujące się na słońcu, mnóstwo sklepików z pamiątkami, knajpki, galerie sztuki, szykowne butiki…

A skąd na Cykladach zwyczaj bielenia ścian domów i malowania okien i drzwi na niebiesko? Po pierwsze – malowanie wapnem ścian miało w dawnych czasach zapobiegać rozprzestrzenianiu się chorób. Po drugie – biały kolor odbija światło i zapewnia odrobinę więcej ochłody w gorące greckie lata, a niebieski odstrasza insekty. Po trzecie – od lat 50-tych zaczęto promować Cyklady jako turystyczny raj, a biało-niebieskie barwy miały nawiązywać do greckiej flagi. W latach 70-tych objęto to nawet zapisem rządowego rozporządzenia i do teraz jest on utrzymywany. Stąd to ujednolicenie kolorystyczne, które jest tak malownicze.

W Chorze charakterystyczne są także zewnętrzne schody, z drewnianymi poręczami pomalowanymi na różne kolory. Kolejny ładny detal architektoniczny.

I kolorowe drzwi i okna, które uwielbiam fotografować:

No i koty!

Uwielbiamy grecką kuchnię, więc korzystaliśmy z jej dobrodziejstw maksymalnie.

Na Mykonos ceny niestety są wysokie, więc abyśmy nie zbankrutowali przed końcem wakacji, znaleźliśmy lokalną sieć knajpek – Souvlaki Story. Mają oni kilka lokali na wyspie, w których można smacznie zjeść, w całkiem przyzwoitych cenach, greckie klasyki. A porcje są olbrzymie!

Chora jest naprawdę pięknym miasteczkiem. Labirynt wąskich uliczek, z bielonymi chodnikami, z girlandami kwiatów oplatających biało-niebieskie domy; na każdym rogu kościółek, malutkie placyki ze starymi drzewami, kolorowe łodzie rybackie kołyszące się na turkusowej wodzie…

A dzięki temu, że w czasie pandemii nie było na wyspie zbyt wielu turystów, mogliśmy spokojnie ją zwiedzić i docenić jej urok. Jedyne czego mi tam brakowało, to typowej dla greckich mieścinek leniwej atmosfery – tawern, w których siedzą panowie i grają w tavli, starszych pań wywieszających pranie nad głowami turystów, dzieci grających w piłkę na ulicach, sklepików z miodami, fioletowymi figami i fetą pływającą w misach… Są za to szykowne butiki i modne kluby, są wymuskane, czyściutkie chodniki, jest blichtr i elegancja. No i wysokie ceny.

Inne miejsca, które zobaczyliśmy na Mykonos, opiszę w kolejnych postach.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *