Między Sieną a Monteriggioni
Ostatnie dni sierpnia spędziliśmy w Toskanii. Wróciliśmy do niej po latach, aby pokazać ją Amelii, która jeszcze tam nie była. Mieszkaliśmy w typowym agriturismo – wiejskiej posiadłości przekształconej częściowo na apartamenty dla turystów. Poza działalnością „hotelową”, właściciele tego miejsca uprawiali winorośl i wytwarzali pyszne wina oraz wyciskali oliwę, bo część upraw stanowiły także drzewa oliwne.
Mieszkaliśmy w regionie Chianti – niedaleko Sieny i Monteriggioni – słynącym ze znanych na całym świecie czerwonych win Chianti Classico.
Nasz apartament miał wszystko, czego potrzebowaliśmy podczas tygodniowego pobytu i utrzymany był w przyjemnym toskańskim stylu. Na terenie posiadłości był także spory basen, z którego chętnie korzystaliśmy w upalne dni. A naokoło rozpościerały się wspaniałe widoki na okolicę…
Winogrona były już dojrzałe i pyszniły się fioletem na krzaczkach, co podziwialiśmy podczas spacerów po terenie gospodarstwa:
Typowe widoki dla regionu Chianti, uchwycone podczas spacerów i przejażdżek po okolicy naszego agriturismo:
Do Monteriggioni mieliśmy bardzo blisko, więc byliśmy tam parokrotnie na kolacji. To malutka średniowieczna osada otoczona murami z czternastoma wieżami. Zbudowana w 1203 roku w celu ochrony Sieny przed atakiem wrogiej wówczas Florencji. Przetrwała do czasów obecnym w prawie niezmienionej formie.
O Monteriggioni wspomina już Dante w swojej Boskiej komedii. A ze względu na swój niezaprzeczalny urok miasteczko zagrało w wielu spotach reklamowych i znanym filmie Bernardo Bertolucciego Ukryte pragnienia.
Do miasteczka wchodzi się przez jedną z dwóch bram. Przy głównej bramie usytuowany jest płatny parking, z którego najwygodniej jest skorzystać chcąc zwiedzić miejscowość.
Po przejściu przez bramę niemal od razu wchodzi się na duży plac Piazza Roma – to przy nim kwitnie całe życie osady. Znajdują się tu sklepiki z wyrobami lokalnymi, jest kilka restauracji, małe muzeum i kościół. Poza placem są tu jeszcze dwie uliczki i… to już koniec miasteczka ;) W dwóch miejscach znajduje się wejście na miejskie mury (płatne). Nam się niestety nie udało odbyć spaceru pomiędzy średniowiecznymi wieżami, bo bywaliśmy tam już po zamknięciu kas.
Do Monteriggioni wybieraliśmy się na kolacje – jest tam kilka przyjemnych restauracji. Pysznie było w Osteria Antico Travaglio, szczerze polecamy!
Najbardziej podobało nam się Monteriggioni po zmroku. Miasteczko stawało się trochę tajemnicze i trochę wyludnione, bo znikali chwilowi turyści. Można było odnaleźć ducha średniowiecza, którego nadal posiada ta osada, praktycznie niezmieniona od XIV wieku.
Monteriggioni ciężko nazwać miastem, dlatego używam określeń „miasteczko”, czy „osada”. To parę domów, dwie uliczki i plac wewnątrz średniowiecznych murów. Być może gdybyśmy tu przyjeżdżali za dnia, z setkami innych turystów, to nie bylibyśmy tak nim zachwyceni. Jednak wieczorami była tu bardzo spokojna i przyjemna atmosfera. Siadaliśmy w jednej z knajpek, zamawialiśmy spritza czy kieliszek chianti, potem spacer i kolacja. Zachód słońca pomiędzy wieżami pamiętającymi czasy Dantego, pogłaskanie kota wygrzewającego się w ostatnich tego dnia promieniach słońca, buona sera rzucona z uśmiechem do pani w oknie, bo naprawdę była buona… Wspaniały czas.