Maui – Wyspa Doliny
Będąc na Maui mieszkaliśmy w miejscowości Wailea. Położona jest ona w dolinie pomiędzy dwoma wulkanami – Haleakala i Puʻu Kukui. Wyspa Maui czasem nazywana jest właśnie Wyspą Doliny ze względu na tę charakterystyczną budowę – dwóch wysokich szczytów i równiny pomiędzy nimi.
Z Wailea mieliśmy blisko do Kealia Pond National Wildlife Refuge. To rezerwat przyrodniczy, w którym zobaczyć można mnóstwo ptaków. Adam codziennie rano jechał tam na obserwację miejscowej awifauny.
Jeden dzień postanowiliśmy spędzić na wycieczce po tzw. Drodze do Hany (Road to Hana, Hana Highway). To słynna trasa widokowa prowadząca z miasta Kahului do miasteczka Hana na wschodnim brzegu wyspy. Droga ma długość 103 km, ale pokonanie jej zajmuje około 3 godzin (ciągłej jazdy) ze względu na liczne zakręty – jest ich tu 620!!! Szosa jest wąska, kręci się jak szalona, przebiega przez 59 mostów i przecina las deszczowy. Jest niezwykle malownicza, choć bardzo ciężko jest to pokazać na zdjęciach, ze względu na brak miejsc do zaparkowania i punktów widokowych.
Wyjechaliśmy rano, aby uniknąć zapowiadanych wszędzie tłumów. Naszym pierwszym przystankiem był Ho’okipa Beach Park – widywane są tam często żółwie, jednak my ich nie zobaczyliśmy :(
Stanęliśmy też na szybką kawę w fajnej, klimatycznej knajpce (także sklepie) przy drodze – Jaws Country Store. Zdjęcia knajpki nie mamy, bo skupiliśmy uwagę na płocie z desek surfingowych ;)
Kolejnym przystankiem na Road to Hana był wodospad Twin Falls. Już tu pojawił się problem z zaparkowaniem samochodu. Ale jakoś stanęliśmy i poszliśmy za tłumem szukać wodospadu. Droga prowadziła nas przez las bambusowy, kwitły kwiaty, komary żarły, ale wodospad okazał się mało atrakcyjny.
Sama droga przez dżunglę jest piękna. Roślinność oszałamiająco bujna i zielona. Ale nie mogliśmy nigdzie zaparkować i pozachwycać się trochę dłużej, bo malutkie zatoczki były pozajmowane, a ruch na drodze gęstniał…
Znaleźliśmy na mapie, że tuż przy drodze jest Secret Lagoon of Hana Highway. Cudem znaleźliśmy miejsce do zaparkowania i poszliśmy popływać w wodnym oczku w sercu dżungli. Byliśmy tam całkiem sami! I było nam tak błogo i dobrze, że spędziliśmy tam sporo czasu…
Przez ten czas okazało się, że ruch się wzmógł, samochody jechały nieprzerwanie i nie było możliwości, aby gdziekolwiek zaparkować. W związku z tym, postanowiliśmy wracać, po drodze zatrzymując się po raz kolejny na kąpiel w innym oczku wodnym – Waikamoi Streams and Waterfall. Akurat ktoś opuszczał parking, więc mogliśmy zająć jego miejsce. Tutaj ludzi było już sporo…
Nie dojechaliśmy do Hany, zawróciliśmy gdzieś w połowie drogi, a z przystankami zajęło nam to i tak wiele godzin. Nasza rada jest taka – wstańcie bardzo wcześnie i gnajcie na koniec trasy, a zatrzymujcie się na oglądanie wodospadów i widoków w drodze powrotnej. Tak będziecie się mijać z tłumami zmierzającymi z przeciwnej strony i przynajmniej część trasy będzie pusta. Nam się to nie udało :(
Jako, że był już czas obiadowy, w miejscowości Paia zatrzymaliśmy się na pizzę. To małe miasteczko, z typową hawajską zabudową.
Tam też udaliśmy się na popołudniowe plażowanie w Paia Bay.
Po powrocie do hotelu i spakowaniu walizek (następnego dnia lecieliśmy na kolejną wyspę), pojechaliśmy do Makena State Park. To szeroka, długa plaża, najpiękniejsza na Maui, jaką odwiedziliśmy. A do tego wieczorem była już prawie całkiem pusta…
I tak zakończyliśmy nasz pobyt na Maui. Po pustej i kameralnej Kauai, wydawała nam się ona bardzo zatłoczona. Pojawiły się korki w miastach, ciągłe kłopoty z parkowaniem, ilość turystów była zdecydowanie większa…
Najbardziej podobała nam się wyprawa na wulkan Haleakala (opisałam to TUTAJ), to najfajniejsze, co na Maui przeżyliśmy. Ładne było też miasteczko Lahaina – w takim klimacie, który lubimy. Ale Maui to zdecydowanie wyspa dla tych, którzy kochają piaszczyste plaże i dobrodziejstwa kurortów, którym nie przeszkadza miejski ruch i tłum.