Kolonialne Stany
W Stanach Zjednoczonych nie ma zabytków, bo to młody kraj – z taką opinią spotkałam się wielokrotnie. Czy nasza podróż przez wschodnie wybrzeże USA zweryfikowała tę powszechną opinię? Owszem.
Podczas powrotu z Florydy do Nowego Jorku zatrzymaliśmy się w trzech miejscach, ważnych dla historii Stanów Zjednoczonych. Pierwszym z nich było kolonialne St. Augustine. To niewielkie miasteczko położone na północno-wschodnim wybrzeżu Florydy. Zostało założone przez Hiszpanów w 1565 r. i jest to najstarsza europejska osada w kontynentalnej części USA.
Najważniejszym zabytkiem w mieście jest fort – Castillo de San Marcos położony tuż przy ujściu rzeki do oceanu. To pierwszy murowany fort w Ameryce. Tuż obok znajduje się malownicza starówka – pełna wąskich uliczek z drewnianymi domami, z setkami sklepików z pamiątkami i knajpkami na każdym kroku. Całkiem przyjemny, południowy klimat. Spędziliśmy tam miłe parę godzin.
A kolejne godziny spędziliśmy na plaży położonej na grobli tuż obok Vilano Beach, którą odkryliśmy jadąc z północy na Florydę. Plaża jest piękna i spokojna, wzdłuż niej usytuowane są parkingi, więc nie ma najmniejszego problemu z zostawieniem samochodu i oddaniu się kąpielom w oceanie :)
Kolejnym przystankiem w naszej podróży na północ było słynne z literatury i filmów południowe miasto Savannah w Georgii. W Savannah zobaczyć można ponad 1100 zabytkowych budynków, powstających tu od założenia miasta w 1733 r.. My przespacerowaliśmy się po historycznym centrum, zachwycając licznymi zabytkowymi budynkami, pięknymi parkami i konsekwentnie wytyczonym i zrealizowanym planem miasta – poprzecznie przecinające się ulice i aleje oraz umiejscowione pomiędzy nimi 24 skwery z parkami wyglądają jak rysowane od linijki – i tak też było. To jedno z pierwszych miast o planowej zabudowie.
Dla mnie Savannah to kwintesencja amerykańskiego południa (podobnie jak Charleston) – rosnące w parkach stare drzewa z brodami z oplątwy brodaczkowej, bujnie zielona roślinność, kolonialna zabudowa miejska, wilgotny, gorący klimat, miłe kawiarenki i sympatyczny bulwar nad rzeką Savannah… No i ta ciężka do oddania słowami południowa atmosfera…
Ostatnim przystankiem w drodze powrotnej do Nowego Jorku było miasto Williamsburg w Wirginii, a dokładnie jego zabytkowa część.
To nietypowe miejsce – to miasto-muzeum, żywy skansen, coś czego nie zobaczymy w Europie… Cały układ urbanistyczny i zabudowania są pozostawione w takim samym stanie, jak w XVIII w., kiedy to Williamsburg był stolicą Wirginii. Ponad 120 ha żywej historii, przeszło 100 odnowionych budynków i dziesiątki pracowników tego nietypowego muzeum, którzy przebrani w stroje z epoki oprowadzają turystów i wprowadzają w historyczną atmosferę odtwarzając rozmaite scenki. Do wielu budynków można wchodzić, do paru z nich wejście odbywa się z przewodnikiem.
Trafiliśmy na przedstawienie o rewolucji amerykańskiej, z udziałem turystów. Takie show jest odgrywane raz dziennie i cieszy się dużą popularnością, jak zauważyliśmy.
Poza tym w wielu budynkach działają warsztaty i sklepiki „z epoki”, a obsługa również wygląda jak przeniesiona o dwa wieki w przeszłość ;)
To fajne uczucie przechadzać się tymi samymi ścieżkami co np. Jerzy Waszyngton czy Tomasz Jefferson…
Amerykanie nie mają tak wielu zabytków jak my, w Europie. To na pewno. Mają krótszą historię, mają inną historię, a przez to inne relikty przeszłości, ale dbają o nie jak mało kto. Historyczne budynki są odrestaurowane, bardzo zadbane, dobrze opisane, a w każdym punkcie informacji turystycznej szczycą się posiadaniem w okolicy czegoś, co ma chociaż trochę ponad 100 lat i chętnie w to miejsce kierują przyjezdnych ;) Zabytki kolonialne są zachowane i odtworzone z pieczołowitością godną pochwały i zazdrości. A na dodatek w każdym z miejsc historycznie ważnych spotykaliśmy setki amerykańskich turystów żywo zainteresowanych przeszłością swojego państwa. Szacun!
**************************************
I to już koniec opisu naszej podróży po wschodnim wybrzeżu USA (może jeszcze tylko pokażę wam bliżej Kennedy Space Center, bo tego zabrakło w mojej relacji). Zobaczyliśmy wiele: niesamowite miasta, poznaliśmy wspaniały kraj, cudowne przyrodniczo zakątki, odpoczęliśmy na boskich plażach Florydy i co prawda spędziliśmy sporo godzin na amerykańskich autostradach, ale było to tego warte…
A już za parę miesięcy ruszamy w kolejną samochodową podróż po USA – tym razem na Zachód. Stay tuned! :D
Ale fajna podróż, ja też byłam w St. Augustine, mam podobne zdjęcia, ale też inne: Latarnia morska, ratusz. Dotarłam tu z grupy „gdzie na wakacje”.
Do latarni nie dotarliśmy, widzieliśmy ją z daleka. A ratusza mamy kiepskie foty, bo było pod słońce ;)
Bardzo mi miło, że mnie znalazłaś :)