Ferie w Egipcie
Jedne z ferii zimowych spędziliśmy w Hurghadzie. Wykupiliśmy pobyt w hotelu (Titanic Beach), z wylotem z Gdańska, więc szybko i komfortowo pewnego mroźnego dnia znaleźliśmy się w Egipcie. Na miejscu czekał nas upał i pełne słońce. W ciągu dnia temperatury dochodziły do 28 st., ale ranki i wieczory były chłodne, więc przydawały nam się bluzy. Na szczęście woda w basenach była podgrzewana, więc to nocne ochłodzenie, nie wpływało na jej temperaturę. Uwierzcie mi – nie ma niczego przyjemniejszego niż w lutym zobaczyć turkusową wodę i wygrzać tyłek na palącym słońcu ;)
Wiele z hoteli nad Morzem Czerwonym to olbrzymie resorty turystyczne, małe samowystarczalne miasteczka, w których z recepcji nie widać morza – znajdującego się na horyzoncie ;)
Amelka szalała w brodziku dla dzieciaków:
Ponadto w hotelu działał aquapark:
były sklepy, kilka restauracji i barów, dyskoteka, place zabaw, centrum spa, zespół animatorów, boiska, plaża z leżakami, kilka basenów, długaśny pomost, z którego można było obserwować podwodne życie…
Ale hotel hotelem, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie zwiedzili okolicy. Toteż wybraliśmy się do centrum Hurghady, oddalonej od naszego hotelu o jakieś 20 minut drogi taksówką (5 dol.). Poza tym, że architektura nie zachwyca:
w środku miasta znajdują się slumsy, główna ulica Sakkala, to tylko sklepy i knajpy oraz nachalni sprzedawcy, to warto wybrać się do New Marina:
To przyjemny bulwar, w stylu „zachodnim”, gdzie jest pełno knajpek, sklepików i cumujących luksusowych jachtów. Może to nie do końca prawdziwy Egipt, ale nam się podobało.
Jedno popołudnie spędziliśmy w Delfinarium – chcąc pokazać córce delfiny… Niestety przez większą część pokazu oglądaliśmy fokowate, a delfiny pokazały się tylko na chwilkę, skoczyły po kilka razy, wymalowały obraz (tak, autentycznie), który potem przez 15 minut usiłowano wcisnąć oglądającym za okrągłą sumkę. Nie było szału.
Plan dnia wyglądał następująco: rano po śniadaniu basen, po lunchu lokalna wycieczka, kolacja, lulu. My idziemy Amelce na rękę z basenowaniem, ona nam ze zwiedzaniem i jakoś się dogadujemy ;)
Wybraliśmy się także na wycieczkę do rafy koralowej, takim to stateczkiem – ze szklanym dnem:
Rafa piękna, a wiemy, że to co nam pokazano, to głównie resztki rafy pozostałej przy Hurghadzie – jakże piękna musi być tam, gdzie nie ma masowej turystyki…
Morze Czerwone podlega pływom dość znacznie – pewnego ranka zniknęło nam morze ;) Ale ile było radości przy bieganiu po cieniutkiej warstewce wody, gładkim piasku i wyszukiwaniu muszelek :) (jednak trzeba dokładnie sprawdzać, czy pod piaskiem nie kryją się ostre fragmenty rafy – można skaleczyć stopę)
Pomimo tego, że hotelowy wypoczynek „uprawiamy” dopiero odkąd Amelka jest z nami i wolimy aktywnie spędzać czas – takie błogie lenistwo ma swoje plusy, szczególnie gdy u nas zaleją śnieżyce ;)
Wasza Patrycja
Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jestem tam bardziej aktywna i jeszcze więcej jest tam nas i naszych podróży ;)
W Hurghadzie warto się też wybrać na starą część miasta czyli Dahar. Poza Kościołem Koptyjskim znajduje się tam też targ warzywno-owocowy, ale co ważniejsze, można w pełni poczuć klimat miasta. Zobaczyć trochę egipskiej codzienności, pozbawionej nachalnych sprzedawców z Sakali. Można spróbować soku z trzciny cukrowej (mieliście okazję? ) , a zimą kupić też trochę świeżutkich truskawek ;)
Zima to też najlepszy czas na zwiedzanie Kairu i Luksoru, ale domyślam się, że z córeczką nie chcieliście się udawać w tak dalekie podróże ;) Pozdrawiam serdecznie z Hurghady :)
Niestety tam nie dotarliśmy :(