38 krajów w jeden dzień!
– Zaczynamy od Nepalu! Nepal kusił kolorowymi chorągiewkami modlitewnymi jaskrawo odznaczającymi się na tle sinego nieba, piękną pagodą z błyszczącym od deszczu złotym dachem. Po wejściu do środka poczułam zapach kadzidełek, w tle leciała relaksująca muzyka, panował półmrok. Na środku świątyni siedział złoty Budda pogrążony w medytacji, której na pewno sprzyjał spokojny szum deszczu. Powoli, unoszeni przez zmoknięty tłum obeszliśmy całe wnętrze, rezygnując z posiłku w niewielkiej restauracyjce serwującej lokalne dania, ale robiąc małe zakupy w sklepie z miejscowymi wyrobami.
Po opuszczeniu Nepalu, udaliśmy się w kierunku Bahrainu. Białe, ascetyczne wnętrze, z egzotycznymi roślinami nie zaciekawiło nas na długo. Tuż obok znajdowały się Czechy. Deszcz przestał padać, było gorąco i parno. Idealny moment na relaks nad błękitnym basenem z zimnym pilznerem w dłoni.
Kolejnym państwem była Brazylia. Ten południowoamerykański kraj nas zachwycił. Aby wejść do środka należało przejść po gigantycznej siatce zawieszonej parę metrów nad ziemią. Rewelacyjny pomysł, a do tego świetna realizacja.
Odwiedzaliśmy Wystawę Światową (Expo) w Mediolanie i podziwialiśmy czasem piękne, a czasem mniej ;), ale wszystkie fantastyczne i zadziwiające architekturą pawilony, w których prezentowany był dorobek naukowy i kulturalny zaproszonych państw. Tegoroczne Expo odbywało się pod hasłem Wyżywienie planety, energia dla życia.
– Nie zapomnij o pieczątce w paszporcie, Amelko! – przypomniałam córce, w chwili gdy opuszczałyśmy pawilon. Przy wejściu na wystawę można było kupić za kilka euro paszport (wyglądający jak prawdziwy dokument), a w każdym pawilonie można było poprosić o postawienie w nim pieczątki. Był z tym związany jakiś konkurs, ale że nie mieliśmy zamiaru brać w nim udziału, po prostu dobrze się bawiliśmy gromadząc pieczątki z każdego odwiedzanego przez nas kraju. Zebraliśmy ich 38.
Każdy kraj, poza prezentacją swojego dorobku, zapraszał do barów lub restauracji oraz do sklepików z oryginalnymi wyrobami. Można było spróbować egzotycznych potraw i przekąsek – Tajlandia kusiła satayem, Meksyk proponował taco, Niemcy piwo i kiełbaskę, Polska jabłka i pierogi, Stany oferowały hamburgery, a Argentyna pyszne steki. Można też było wypić znakomitą kawę w jednym z licznych południowoamerykańskich i afrykańskich „kawiarskich” państw np. w Gwatemali, Salvadorze, czy Etiopii. Bardzo smakowały nam też uzbeckie placki, słoweńskie ciasta, a Amelka zachwycona była polską watą cukrową rozdawaną wszystkim dzieciom.
Polski pawilon prezentował się świetnie. Z zewnątrz wyglądał jak wielka kostka złożona ze skrzynek po jabłkach, a we wnętrzu skrywał prawdziwą polską łąkę i salę koncertową, w której można było posłuchać muzyki Chopina.
Estonia zaskoczyła nas wielkimi huśtawkami, z których można było do woli korzystać, w Słowenii spacerowało się na boso po morskiej soli, Austria zasadziła prawdziwy las, Wielka Brytania była wielkim trawnikiem, Kuwejt robił czary z pisaniem na wodzie, a z tarasu USA był piękny widok na całe Expo.
Nie wszystkie pawilony zapamiętaliśmy, nie wszystkie były wyjątkowe, a kilka z nich nas zawiodło np. Węgry, USA i Meksyk. Niektóre natomiast były po prostu obłędne – np. Niemcy, Kuwejt, Włochy, czy Korea Południowa. Do wielu z nich stało się w gigantycznych kolejkach – rekordowe oczekiwanie zaliczyliśmy we Włoszech – prawie 1,5 godziny stania – ale było warto, pawilon i wystawa zjawiskowa. Nie udało nam się wejść do Emiratów Arabskich, Szwajcarii i Chin – zbyt długie oczekiwanie. A po godzinie 21 wiele z pawilonów zostało zamkniętych, pomimo tego, że wystawa czynna była do 22. To było nasze pierwsze Expo i nie wiedzieliśmy ile czasu mu poświęcić. Następnym razem, na pewno zaplanujemy dłuższy niż jednodniowy pobyt.
Kolejna Wystawa Światowa odbędzie się w Astanie w Kazachstanie w 2017r., a następna w 2020r. w Dubaju. Na tę w Dubaju planujemy się wybrać. I poświęcić jej więcej niż jeden dzień – bo warto!