Varadero to jeden z największych kurortów (o ile nie największy) na Kubie, położony na długim półwyspie Hicacos, około 150 km od Hawany. Wielu turystów nie opuszcza luksusowych resortów i nie ma okazji zobaczyć prawdziwej Kuby – bo Varadero to nie Kuba. Varadero to piękne plaże, turkusowa woda, eleganckie hotele międzynarodowych sieci. A Kuba i Kubańczycy są gdzieś obok tego wszystkiego.

Nie powiem – w Varadero wypoczęliśmy znakomicie, ale nie spędziliśmy ani jednego całego dnia w hotelu. Codziennie eksplorowaliśmy okolicę, a i tak nie wystarczyło nam czasu na miasto Matanzas :(

Jedno popołudnie spędziliśmy w Cardenas – mieście położonym o 25 km od Varadero. Wzięliśmy taksówkę za 30$ – tam i z powrotem i udaliśmy się na zwiedzanie.

Po drodze kierowca zatrzymał się przy wielkiej rzeźbie kraba:

Cardenas nie jest starym miastem – założone zostało w 1828 roku. To tutaj po raz pierwszy podniesiono kubańską flagę. Miasto wzorowane było na amerykańskim Charleston i nazywane jest Charleston Karaibów. Słynie z błękitnych krabów (nazywane także jest Miastem Krabów), z dorożek oraz miejsca urodzenia Eliana Gonzaleza – dziecięcego bohatera narodowego. Obecnie to miejsce zamieszkania tysięcy osób pracujących w Varadero przy obsłudze turystów. I właśnie tutaj zobaczyć można jak naprawdę żyją Kubańczycy….

Jednym z ładniejszych placów w mieście jest Plaza de Spriu. Stoi tu kościół, muzeum (było w remoncie), jest kilka barów. Plac otoczony jest ładnymi, ale zniszczonymi kolonialnymi pałacami.

Tuż za rogiem placu znajduje się muzeum Bitwy o Ideały. Bardzo chcieliśmy zobaczyć to miejsce, jednak okazało się, że ze względu na odbywające się w tym dniu referendum, jest nieczynne. Muzeum przybliża historię chłopca – Eliana Gonzaleza, który został uratowany z tonącej łodzi z kubańskimi uciekinierami, płynącej do USA. Podczas tragedii na morzu zginęła matka chłopca, a on sam został przygarnięty przez rodzinę w Miami. Ojciec chłopca przy poparciu kubańskich władz rozpoczął walkę o powrót syna na wyspę. Sąd Najwyższy w USA ostatecznie zadecydował o powrocie Eliana na Kubę. Spór rodzinny stał się symbolem zwycięskiej walki ze znienawidzonymi przez władze kubańskie Stanami.

Jeśli nie mogliśmy zwiedzić muzeum, czyli nakarmić ducha, poszliśmy posilić ciało – do fantastycznego baru na placu de Spriu ;)

Miejsce nazywa się Studio 55 i jest idealnym lokalem na wypicie zimnego drinka lub gorącej kawy i odpoczęcie od kubańskiego upału.

Cardenas słynie z dorożek – to główny transport miejski od chwili powstania miasta do dnia dzisiejszego.

Przespacerowaliśmy się po mieście, uśpionym niedzielnym słońcem, spokojnym i wyludnionym…

Dotarliśmy do Parku Colon – przy sporym placu wznosi się monumentalna fasada katedry. Przed nią stoi pomnik Krzysztofa Kolumba z 1858 roku – uznawany za pierwszy w całej Ameryce Łacińskiej.

Włócząc się uliczkami dotarliśmy do państwowej lodziarni na Calle Obispo. Zasiedliśmy przy wolnym stoliku, zamówiliśmy u kelnerki trzy porcje lodów (były tylko dwa smaki) i dostaliśmy – każdy z nas – 5 gałek na talerzyku, z ciasteczkiem – a za całość zapłaciliśmy 1,60 zł (w przeliczeniu)!!! Lody może nie były pyszne, ale smaczne i zimne ;)

A na koniec galeria miejscowych malowniczych drzwi:

Jeśli kiedyś traficie do Varadero, udajcie się naszymi śladami do Cardenas. To piękne, choć mocno zniszczone i zaniedbane miasto. Tutaj zobaczyć możecie prawdziwą Kubę i poczuć jej ducha, a nie wśród luksusowych hoteli…

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kubański styl, kolorystyka, klimat – wszystko mi odpowiada i czuję, że odnalazłabym się tam ja ryba w wodzie :)

Patrycja Kumiszcza pisze:

Kuba jest bardzo kolorowa i ma fajną atmosferę :)