Bezkresne morze traw – Everglades
O tym, że musimy wybrać się do Parku Narodowego Everglades wiedzieliśmy odkąd zaczęliśmy planować wyprawę na Florydę. Dużo się naczytaliśmy, naoglądaliśmy – pamiętacie na przykład CSI Miami i pościgi po bagnach airboatami? ;) Musieliśmy tam dotrzeć.
Bagna Everglades to system gigantycznych mokradeł i najwolniej na świecie płynących rzek, to największy na kontynencie las namorzynowy i trzeci co do wielkości kontynentalny park narodowy Stanów Zjednoczonych; ma powierzchnię 6105 km2 (dla porównania łączna powierzchnia wszystkich parków narodowych w Polsce wynosi ok. 3100 km2). W parku żyje 350 gatunków ptaków, 300 gatunków ryb, 40 gatunków ssaków i 50 gatunków gadów, z których wiele znajduje się na liście zagrożonych wyginięciem.
Z Miami udaliśmy się na drogę stanową nr 41, zwaną Tamiami Trail i prowadzącą przez środek bagien Everglades. Dziesiątkami kilometrów jechaliśmy po prostej jak stół szosie, z lewej strony mając gęste zarośla parku, z prawej kanał, przy którym wylegiwały się aligatory. Co chwilę mijaliśmy jakieś bazy airboatów i farmy aligatorów, ale naszym celem było Shark Valley Visitors Center. To tam można przebyć trasę około 25 km w głąb bagien – tramwajem elektrycznym lub rowerem. Po wjeździe do Shark Valley okazało się, że mamy około godziny oczekiwania na kolejny tramwaj. Poszliśmy się przejść i w pierwszym kanale, który napotkaliśmy zobaczyliśmy pływające aligatory – euforia, że w końcu z bliska, że takie wielkie, takie piękne. Potem aligatorów było coraz więcej, a euforia coraz mniejsza ;) Spotkaliśmy też żółwie, rozmaite ptaki wodne, piękne jaszczurki, kwitnące orchidee i mnóstwo, mnóstwo aligatorów. Morze traw, spośród których wystają wysepki niskich drzew czy krzewów, bujne namorzyny, piękne kolorowe owady, cisza przerywana tylko chlupotem wody… Dzika przyroda, która tutaj naprawdę jest dzika i niebezpieczna i poza wytyczonymi szlakami nie tknięta przez człowieka…
W końcu wsiedliśmy do tramwaju i z przewodnikiem opowiadającym nam o parku i jego przyrodzie odbyliśmy fascynującą wyprawę w głąb bagien. Zatrzymywaliśmy się przy ciekawszych miejscach, pokazywano nam rozmaite zwierzęta i ptaki.
Bagna wyglądają nieco inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy, ale to ze względu na suchą porę roku
W połowie trasy znajduje się wieża widokowa, a aby do niej dojść musieliśmy zmierzyć się taką oto przeszkodą ;)
Przewodnik nakazał nam minąć je, nie podchodzić za blisko, bo aligatory atakują człowieka tylko wtedy, gdy czują się zagrożone. W naturalnym środowisku mają tyle jedzenia na około, że człowiek do niczego im nie potrzebny ;)
Przy każdej mijanej kałuży siedział przynajmniej jeden Młodzieniaszek
Po powrocie na parking, pokręciliśmy się jeszcze trochę i wyruszyliśmy na poszukiwanie airboata. Wcześniej zajrzeliśmy do pobliskiej osady miejscowych Indian Miccosukke, ale okazała się mało ciekawa i mało prawdziwa.
Wybór padł na Everglades Safari Park. Wykupiliśmy wycieczkę wielkim airboatem (airboat to płaskodenna łódź napędzana wielkim śmigłem lub dwoma umieszczonymi na rufie). Przy wsiadaniu na pokład wręczono nam zatyczki do uszu, co okazało się zbawienne, bo silniki nieprawdopodobnie ryczą. Najpierw łódź sunęła wolno, wąskim kanałem zmierzaliśmy w głąb bagien, a przewodnik opowiadał nam o parku. Po chwili wypłynęliśmy na otwartą przestrzeń – morze traw rosnących w wodzie, rozciągających się aż po horyzont. Tam łódź przyspieszyła i mknęła ślizgając się, zataczając kółka i wzbijając tumany wody. Sama przejażdżka (ok. 40 minut) była świetna, pęd łodzi, kontrolowane poślizgi, podskoki, gdy trafialiśmy na większą kępę traw, ryk silników – czysta adrenalina. Ale przy tym całym hałasie, który powodowaliśmy, wszystkie zwierzęta uciekały w popłochu. Jedyne co udało nam się zauważyć to stada ptaków wzbijających się w powietrze i niedaleko bazy – jednego – aligatora. Jeśli więc wybieracie się do Everglades nie decydujcie się tylko na airboats, bo niewiele zobaczycie z prawdziwych bagien…
Po powrocie skierowano nas na pokaz, gdzie mogliśmy wziąć na ręce (za opłatą) małego aligatora albo obejrzeć karmienie gadów. Jako, że nie lubimy i nie cenimy takich atrakcji, szybko się stamtąd ewakuowaliśmy i wróciliśmy do siebie, do Hollywood Beach.
Całodzienna wyprawa na bagna Everglades jest jedną z najmilej przez nas wspominanych wycieczek do dzisiejszego dnia. Możliwość bliskiego obcowania z egzotycznymi dla nas stworzeniami, piękno dzikiej przyrody, dobrze zorganizowane zwiedzanie. Podczas wizyty w Miami nie można tego miejsca ominąć!
Tam jest bezpiecznie? Minac aligatora to jakos do mnie nie przemawia???
Jeśli nie nadepniesz mu na ogon, to jest bezpiecznie :)