Jeden dzień pobytu na Zanzibarze spędziliśmy na południu wyspy, wykupując wycieczkę od miejscowych przewodników.

Naszym pierwszym przystankiem był Jozani Forest – pełna nazwa to The Jozani Chwaka Bay National Park. To jedyny park narodowy na wyspie. Utworzono go w 2004 roku i ma on powierzchnię ok. 50 km2. Jego tereny zamieszkuje gereza ruda (red colobus) – niewielka małpa o rudo zabarwionym grzbiecie. Jest to gatunek endemiczny, który zobaczyć można tylko na Zanzibarze. Poza gerezami żyją tu inne gatunki małp – koczkodan czarnosiwy, galago; są też góralki, żenety, dujkery (gatunek antylop), rozmaite gady i płazy, a także 40 gatunków ptaków. Sam las to tropikalna dżungla, gęsta, duszna i wilgotna.

Jozani Forest to nie tylko dżungla, ale także namorzyny, które wraz z odpływami, dwa razy dziennie zalewane są wodą lub odsłaniają swe korzenie.

(Adam w Jozani był raz z miejscowym przewodnikiem, na birdwatchingu, a drugi raz byliśmy wszyscy razem. Toteż powyżej są to zdjęcia z dwóch wizyt w parku)

Kolejnym przystankiem była wioska Jambiani, bardzo popularne miejsce wśród Polaków. To tutaj znajduje się kilka hoteli i pensjonatów prowadzonych przez naszych rodaków. Obiekty znane są z social mediów, rozmaitych publikacji i portali plotkarskich ze względu na dużą popularność wśród celebrytów (swego czasu). Choć chyba obecnie część z nich jest zamknięta przez kłopoty z prawem ich właściciela – ale o tym możecie poczytać w polskiej prasie ;)

Samo Jambiani to po prostu afrykańska wioska położona nad oceanem.

W Jambiani również uprawiane są algi – pisałam o tym TUTAJ.

Stamtąd udaliśmy się do Paje. To kolejna popularna wśród turystów wioska nad oceanem. Bardziej komercyjna niż Jambiani – więcej tu sklepów, pensjonatów i hoteli.

Ostatnim miejscem, jakie odwiedziliśmy tego dnia była słynna restauracja na skale – The Rock. Trafiliśmy na odpływ, więc do restauracji doszliśmy pieszo. Jest fantastycznie położona, malownicza i wyjątkowa, do której albo dojdziesz albo dopłyniesz, w zależności od kaprysów przyrody ;)

Stolików wewnątrz jest niewiele, ale nie mieliśmy problemów, aby znaleźć wolne miejsce – wybraliśmy takie na zewnętrznym tarasiku, z widokiem na wodę. Zjedliśmy tu smaczny obiad- menu bazuje na kuchni włoskiej (sic!) i odpoczęliśmy przed droga powrotną.

I to już koniec naszych zanzibarskich opowieści. Do poprzednich wpisów o tej afrykańskiej wyspie dojdziecie TĘDY.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *