Podczas naszej zeszłorocznej podróży na Hawaje spędziliśmy w San Francisco parę dni. Przed i po powrocie z archipelagu. Sporo udało nam się zobaczyć, a miasto bardzo nam się spodobało. Część miejsc przez nas odwiedzonych opisałam już TUTAJ i TUTAJ. Teraz przyszedł czas na kolejne atrakcje.

Pisałam o tym parokrotnie – w Stanach rzadko kiedy trafia się na dobre śniadania hotelowe. Toteż chadzamy do popularnych tam dinerów. Jeden z nich mieścił się niedaleko naszego hotelu. Podawano tam amerykańską śniadaniową klasykę – jajka w każdej postaci, pancakes, chrupiący bekon, hash brown i szejki. Porcja kalorii, która wystarcza na 3/4 dnia ;)

Niedaleko China Town znajduje się spokojna dzielnica North Beach. Sporo tu zabytkowych budynków, restauracji, sklepików z tradycjami i kawiarni.

To za czym tęsknimy będąc w Stanach to smaczna kawa, więc jeśli tylko mamy możliwość, to wstępujemy do dobrych kawiarni na filiżankę cappuccino. Taką kawiarnią jest Caffe Trieste w południowej części North Beach – powstała w 1956 roku i była pierwszą kawiarnią opartą na włoskim espresso w Zachodnim Wybrzeżu. To nie tylko kawiarnia, ale i lokalne miejsce spotkań ludzi kultury – pisarzy, poetów, artystów, muzyków. A kawa – pyszna!

Kolejnym miejscem, znajdującym się po sąsiedzku do wspomnianej wyżej kawiarni jest księgarnia City Lights Bookstore. Księgarnia założona została przez poetę Lawrence’a Ferlinghetti 'ego w 1953 roku i stanowi połączenie sklepu z wydawnictwem, a także jest kolejnym miejscem spotkań ludzi kultury. To księgarnia-legenda, księgarnia z duszą, księgarnia z literaturą niepokorną, zbuntowaną, chcącą odmieniać świat. Uwielbiamy takie miejsca!

Uwielbiamy także wszystkie budynki-żelazka w stylu nowojorskiego Flatiron Building. W San Francisco także takie znaleźliśmy. Jest tu ich kilka, ale najładniejszy i najbardziej znany jest zielony Columbus Tower (Sentinel Building). Zbudowany w 1907 roku, stoi na styku trzech dzielnic: North Beach, China Town, Financial District. Obecnie siedzibę w nim ma studio filmowe Francisa Forda Coppoli i Georga Lucasa – American Zoetrope.

China Town w San Francisco to najstarsza chińska dzielnica w Ameryce Północnej oraz największa chińska enklawa poza Azją na świecie. Zamieszkiwana przez około 35 tys. imigrantów z Chin lub ich potomków. Tylko 14% mieszkańców biegle posługuje się językiem angielskim, reszta używa na co dzień mandaryńskiego lub kantońskiego. Nadal kultywuje się tu chińską tradycję, zwyczaje, języki, dba o tożsamość kulturową. Są tu chińskie sklepy, restauracje, herbaciarnie, lokale rozrywkowe, kwitnie chińska medycyna. A do tego wiele tu budynków zachowujących azjatycki styl i charakter. To także tutaj dostaniecie najtańsze pamiątki z San Francisco w mieście ;)

Naszą uwagę przyciągnęły fantastyczne murale rozsiane po całej dzielnicy:

Poniżej Dragon Gate – południowa brama do Chinatown.

Chinatown bardzo nas oczarowała. Dzielnica ma autentyczną azjatycką atmosferę. Czuje się, że ludzie żyją tam zgodnie ze swoją kulturą, a nie że jest to wszystko przygotowane „pod turystów”. Mnóstwo tu dekoracji, detali architektonicznych, rzeźb, pagód znanych nam z Chin, mnóstwo lokali serwujących chińskie dania, wszędzie widnieją napisy z chińskich znaków. To jedna z tych atrakcji San Francisco, których nie można pominąć.

Wychodząc przez Dragon Gate i schodząc ulicą kawałeczek w dół znajdziecie włoską lodziarnię z całkiem dobrymi lodami:

Kolejną atrakcją San Francisco, o której nie można zapomnieć jest portowa dzielnica Fisherman’s Wharf. To stąd odpływają statki do Alcatraz oraz tu znajduje się słynny pirs 39 wybudowany w 1905 roku, jako miejsce do obsługi załadunków statków. Obecnie jest tu karuzela, akwarium i dziesiątki sklepików z pamiątkami oraz restauracji serwujących świeże ryby i owoce morza.

Ale turystów przyciąga nie tylko fajny jarmarczny klimat pirsu 39. To miejsce od lat 90-tych upodobały sobie uchatki kalifornijskie i założyły kolonię w marinie po zachodniej stronie pirsu. Poza przyglądaniem się fokom i ich harcom, można stąd podziwiać wspaniały widok na wyspę Alcatraz i Golden Gate.

Ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy, znajdującym się na liście „must see” każdego pewnie turysty zwiedzającego miasto, były tzw. Painted Ladies. W San Francisco na przełomie XIX i XX wieku wybudowano blisko 50 tys. domów w stylu wiktoriańskim i edwardiańskim. Były one malowane na żywe kolory, stąd ich ogólna nazwa. Do dzisiejszych czasów część z nich przetrwała i cieszy oczy mieszkańców i przyjezdnych.

Najbardziej znaną grupą wiktoriańskich budynków jest „Siedem sióstr”, zbudowanych w latach 1892 – 1896, a stojących przy Alamo Square. Z parku naprzeciwko „Sióstr” rozpościera się fantastyczny widok na miasto. Rząd kolorowych domów pojawił się w około 70 produkcjach filmowych i telewizyjnych, a w Polsce znany jest z serialu „Pełna chata” („Full house”) – to tam mieszkali bohaterowie serialu.

„Siedem Sióstr” odwiedziliśmy rano, jeszcze przed śniadaniem. Zapytaliśmy naszego kierowcę ubera, czy poleca w okolicy jakiś lokal ze śniadaniami i skierował nas Sweet Maple. Idąc tam mijaliśmy kolejne piękne wiktoriańskie budynki:

Sweet Maple wg naszego kierowcy serwuje najlepszy bekon na świecie – tzw. bekon milionerów. I faktycznie – był on obłędny! Nigdy nie spotkaliśmy tak przygotowanego bekonu – grube plastry, wspaniale chrupiące, lekko słodkie i pikantne. Zjedliśmy tam najlepsze śniadanie jakie kiedykolwiek jedliśmy w Stanach. Warto pamiętać o tym miejscu i koniecznie je odwiedzić.

San Francisco nas oczarowało. To fantastyczne miasto, z mnóstwem atrakcji, ze świetną atmosferą, pięknie położone na wzgórzach i nad malowniczą zatoką, ze wspaniałą architekturą i zabytkami. To miasto kolorowe, wielokulturowe, żywe i pełne dobrej energii. Spędziliśmy w nim trzy dni i mamy olbrzymi niedosyt. Liczymy na to, że kiedyś uda nam się tam wrócić.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *