Półwysep Samana został odkryty przez Krzysztofa Kolumba w trakcie drugiej jego wyprawy w 1493 roku. A Zatoka Samana, którą tworzy, zaliczana jest do najpiękniejszych zatok na świecie.

Co roku od połowy stycznia do marca obserwować można tam kilkutysięczne stada humbaków, które przybywają do zatoki, aby wydać na świat młode. To sanktuarium wielorybów wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. I właśnie z wielorybami chcieliśmy się spotkać. Toteż wykupiliśmy wycieczkę na Półwysep Samana z miejscowego biura podróży.

Najpierw zabrano nas do malutkiej miejscowości Las Canitas. Tam wsiedliśmy na katamaran i wypłynęliśmy na wody zatoki Samana. Niestety były bardzo wysokie fale, padał deszcz i humbaki nam się nie pokazały. Przemoczeni aż do bielizny, wymęczeni przez kołysanie wielkich fal, zostaliśmy zabrani na wyspę Cayo Levantado. Po przybiciu do niej nasz kapitan dostał cynk o tym, że niedaleko są humbaki. Większość naszych towarzyszy wysiadła na wyspie i nie chciała już kontynuować poszukiwań wielorybów. My z grupką innych zapaleńców postanowiliśmy jednak jeszcze raz spróbować. Pogoda się poprawiła, wyszło słońce, a ocean uspokoił. Pokazały się też humbaki. Przez prawie godzinę mogliśmy obserwować kilka osobników, które pływały spokojnie koło nas. To jest naprawdę niezwykłe doświadczenie. Kilkudziesięciotonowe zwierzęta poruszające się z gracją wokół łodzi, pokazujące to grzbiet, to ogon, to „wypluwające” fontannę wody…

Po obserwacji humbaków nas także zabrano na Cayo Levantado. Wysepka zwana jest także Wyspą Bacardi – ponieważ na niej kręcono znaną reklamę tego alkoholu. Zjedliśmy tam lunch i mieliśmy chwilę na kąpiel – jednak deszcz znowu pokrzyżował nam plany – jedynie Amelia zdążyła popływać.

Stamtąd popłynęliśmy do miasteczka Santa Barbara de Samana, gdzie przesiedliśmy się do ciężarówek przerobionych na samochody turystyczne i udaliśmy się do wioski El Limon. Po drodze kolejny raz zmoczył nas deszcz…

W El Limon przesiadłyśmy się na konie (z przewodnikiem), a Adam poszedł pieszo do wodospadu Limon. Błoto było makabryczne – na szczęście wszyscy turyści dostawali wysokie kalosze – skarpety można było dokupić. W drodze do wodospadu deszcz złapał nas jeszcze dwa razy. Nie było na nas kawałka suchej odzieży ;)

Ale wodospad wart był podróży – bardzo malownicze miejsce.

W drodze powrotnej do Las Canitas podziwialiśmy zachód słońca nad oceanem i popijaliśmy rum, którym częstowano nas na statku.

Wycieczka była bardzo ciekawa, humbaki przy drugim podejściu pokazały się w końcu, wszystko było dobrze zorganizowane, a odwiedzane miejsca ładne. Jednak nie pomyśleliśmy o tym, żeby wziąć na zmianę suchą odzież – a okazało się to konieczne. I wyprawę na Półwysep Samana przypłaciłam przeziębieniem :(

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *