Marrakesz był miejscem, od którego rozpoczęliśmy naszą przygodę z Marokiem. Z Agadiru, gdzie przylecieliśmy, udaliśmy się do Czerwonego Miasta, jak jest on nazywany. A dlaczego tak? Ponieważ na budowę murów miejskich w XII wieku użyto czerwonej gliny tabii. A potem konsekwentnie ten budulec i ten kolor stosowano przy stawianiu wszelakich budynków. Dlatego faktycznie – to miasto jest w całości w kolorze czerwonej ochry.

Marrakesz to czwarte co do wielkości miasto w Maroku. Dawna stolica cesarska. Powstał w XI w. jako twierdza, rozbudowywany aż do stolicy państwa Almohadów w XII i XIII wieku. Obecnie to jedno z najchętniej odwiedzanych przez turystów miejsc w Maroku.

Pierwsze swe kroki skierowaliśmy do Pałacu Bahia. Przeciskaliśmy się wśród tłumy przechodniów zajętych własnymi sprawami, zaglądaliśmy do mijanych sklepików, straganów, czuliśmy zapach przypraw, kadzideł, pracujących zwierząt…

Pałac Bahia okazał się być miłą oazą spokoju. Gdy tylko przekroczyliśmy jego mury, znaleźliśmy się w innym świecie – z dala od tłumu i zgiełku. Ćwierkały ptaki, zieleniły się niewielkie ogrody, bogate w ornamentykę fontanny delikatnie szumiały. Inny świat.

Pałac Bahia został wybudowany w XIX wieku. Jego nazwa oznacza „olśniewający, wspaniały” i faktycznie – robi wielkie wrażenie. Ma on 160 pokoi i 3 hektary ogrodów. Są tu pełne przepychu sale reprezentacyjne, komnaty dla żon sułtana, jest harem, są jadalnie, kuchnie, prywatne gabinety…

To, co rzuca się w oczy najbardziej, to bogata ornamentyka – niesamowicie zdobione sufity z cedrowego drewna, kolorowe mozaiki na ścianach i podłogach, misternie zdobione drzwi, żyrandole, kominki, fontanny.

Piękne miejsce będące znakomitym przykładem marokańskiej sztuki zdobniczej. Zdecydowanie warto o nim pamiętać, gdy zwiedza się Marrakesz. Można się w nim schować przed palącym słońcem i odpocząć od miejskiego zgiełku – a ten w Maroku jest, nie ma co ukrywać, męczący.

Gdy z powrotem zagłębiliśmy się labirynt marrakeskiej mediny, poczułam się jakbym przeniosła się do świata Baśni z tysiąca i jednej nocy. Dokładnie tak go sobie wyobrażałam – wąziutkie uliczki, sklepiki z zachwycającym rękodziełem, bramy w kształcie dziurki od klucza, malutkie kawiarenki, ukryte placyki, zdobione drewniane drzwi prowadzące do ukrytych riadów, nawołujący handlarze, zapach przypraw i orientalnych perfum… Prawdziwa uczta dla wszystkich zmysłów.

Kolejnym miejscem, w którym mogliśmy odpocząć był niewielki Sekretny OgródLe Jardin Secret. W 2016 roku został on otwarty dla zwiedzających. Powstał w XVI wieku jako ogród przy pałacu sułtana Moulay Abd-Allaha. Przez wieki pałac wraz z ogrodem przechodził z rak do rąk, aż popadł w ruinę w XX wieku. W 2008 zrodził się pomysł odtworzenia ogrodu i prace nad tym trwały 8 lat. A efekt jest piękny!

Wypiliśmy w tamtejszej kawiarni herbatę marokańską – mocno miętową i piekielnie słodką.

Kolejnym miejscem zwiedzanym przez nas było Muzeum Marrkaeszu. Mieści się ono w pięknym pałacu Dar Munabbi, zbudowanym w XIX wieku. Muzeum prezentuje różne dzieła sztuki marokańskiej – od dawnej po współczesną. Jednak to nie one, niestety, najbardziej przyciągają wzrok zwiedzających, a sam budynek pałacu i jego przepiękne, bogate zdobienia.

Marokańska medyna w 1985 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Kolejny spacer jej uliczkami, wizyta w tradycyjnej aptece, szybkie zakupy i ciągły zachwyt tą oszałamiającą dzielnicą.

Ostatnim miejscem, do którego tego dnia dotarliśmy był słynny plac Jemaa el-Fna. To największy plac w mieście, centrum jego wieczornego życia. Do XIX wieku mieścił się na nim targ niewolników. A obecnie to miejsce wszelako rozumianej rozrywki – odbywają się tu koncerty, są magicy, zaklinacze węży, handlarze, tancerze, aktorzy; oraz kulinarnych doznań – wieczorami rozstawiane są tu setki straganów z jedzeniem. Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy właśnie tam – wybraliśmy jeden z barów i zamówiliśmy wszystkiego po trochu – harirę (aromatyczną zupę z ciecierzycy), dwa rodzaje tadżinów, szaszłyki z kurczaka kuskus oraz mnóstwo znakomitych przystawek. Prawdziwa uczta za niewielkie pieniądze! Tam też po raz pierwszy spróbowaliśmy pastillę – nadziewane kurczakiem ciastko z ciasta francuskiego – aromatyczne, z nutą słodyczy. Prze-pysz-ne!

Potem pospacerowaliśmy jeszcze po placu i jego okolicach.

Marrakesz mnie zachwycił. Dla mnie to najpiękniejsze i najbardziej niezwykłe miasto Maroka. Magiczna medyna z labiryntem kolorowych uliczek, sekretne pałace i ogrody poukrywane za murami, misternie zdobione rękodzieło w sklepikach, bogate ornamenty na drewnianych elementach budynków, zapachy, dźwięki, smaki… Tak wyobrażałam sobie Maroko i tak je tam zobaczyłam. Magia w czystej postaci.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jak patrzy się na takie zdjęcia, to człowiek natychmiast chce się pakować i wyruszać w podróż :) Pozdrawiamy!