Długi weekend listopadowy spędziliśmy na południu Polski w okolicy Żywca. Jadąc w tamtą stronę zrobiliśmy przystanek na Pustyni Błędowskiej. Wybraliśmy punkt widokowy w Chechle i trafiliśmy na moment zachodu słońca, więc było zjawiskowo.

Na nocleg wybraliśmy Potoczówkę w Rzykach. To dom podzielony na osobne apartamenty. Bardzo przyjemne miejsce. Dodatkowym atutem było to, że można przyjechać z psem i olbrzymi teren jest ogrodzony. Toteż nasza Birma miała sporo swobody. A po spacerach w deszczu miło było tam wrócić, rozpalić w kominku i spędzić wieczór na wspólnych grach i czytaniu…

Jeden dzień spędziliśmy na samochodowej wycieczce w okolice Żywca. Po drodze zatrzymaliśmy się przy wielkiej tamie – to zapora Porąbka.

Jadąc w stronę Żywca stanęliśmy w Czernichowie przy ślicznej kapliczce z drewnianą dzwonnicą.

Sam Żywiec spodobał nam się, to przyjemne i zadbane miasteczko. Najpierw przespacerowaliśmy się po Parku Zamkowym, który w jesiennej szacie był bardzo malowniczy.

Następnie przeszliśmy na rynek, gdzie w kawiarni wypiliśmy kawę i przeczekaliśmy padający deszcz.

Stamtąd udaliśmy się do Koniakowa, po drodze podziwiając takie widoki:

W Koniakowie oglądaliśmy piękne i misterne koronki wyplatane przez miejscowe artystki prezentowane w Muzeum Koronki Koniakowskiej.

Niedaleko znajduje się Centrum Pasterskie. Też warto tam zajrzeć, tym bardziej, że wstęp jest bezpłatny:

Jadąc do Wisły zatrzymaliśmy się przy zabytkowym drewnianym kościele w Istebnej, pochodzącym z 1779 roku.

Zamierzaliśmy zjeść późny obiad na Równicy, ale wszędzie były tłumy i brak wolnych stolików. Toteż wróciliśmy do Rzyk i sami sobie go ugotowaliśmy :)

Następnego dnia od rana lało. Ale postanowiliśmy poranną kawę wypić w Wadowicach w towarzystwie słynnych kremówek. Okazało się, że w cukierniach sprzedawane są głównie te słynne ciastka, więc nie mieliśmy problemu z ich spróbowaniem. Wielkimi fanami kremówek nie zostaliśmy, ale nie są złe ;)

Rozważaliśmy co robić w tak bardzo rozpadany dzień i wymyśliliśmy, że pojedziemy do Pszczyny, zwiedzić zamek. Był to ostatni ze znanych polskich zamków i pałaców, którego jeszcze dotąd nigdy jeszcze nie widzieliśmy.

A TUTAJ znajdziecie wszystkie praktyczne informacje, na temat zwiedzania zamku.

Wnętrza pszczyńskiego zamku należą do najlepiej zachowanych w kraju i są naprawdę imponujące. W przeciwieństwie do wielu polskich rezydencji magnackich, ta nie ucierpiała na skutek działań wojennych i bardzo szybko po II WŚ została przekształcona w muzeum (1946 rok).

Zamek w Pszczynie nas zachwycił. Piękna sala balowa, oryginalnie zachowane pomieszczenia, wspaniałe wyposażenie… Koniecznie trzeba go zobaczyć! To jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Serio.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przed kolejnym drewnianym kościołem – uwielbiamy je. To kościół pw. św. Marcina w Ćwiklicach, pochodzący z XV wieku. Jest on najstarszym drewnianym kościołem na Śląsku.

Następnego dnia ruszyliśmy na północ, w kierunku domu, po drodze zatrzymując się jeszcze w kilku miejscach. Pierwszym z nich była Lanckorona. W listopadzie wyludniona, senna i cicha…

Potem podjechaliśmy do Tyńca do Opactwa Benedyktynów. Nigdy dotąd tam nie byliśmy, więc postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i przespacerować się nad Wisłą. Bardzo przyjemne miejsce.

Kolejny przystanek i spacer to Jaskinia Łokietka w Ojcowskim Parku Narodowym.

I na koniec tylko króciutki przystanek przy Pieskowej Skale. Musimy koniecznie wrócić do Ojcowskiego Parku Narodowego!

Listopad nie rozpieścił nas pogodą, ale i tak zobaczyliśmy sporo pięknych miejsc. Najbardziej utkwi nam w pamięci zamek w Pszczynie – jest prze-pięk-ny! Pokazaliśmy Amelce także miejsca, o których uczy się na geografii – Ojcowski Pak Narodowy i Pustynię Błędowską, zajrzeliśmy w malownicze zakątki naszego kraju i spędziliśmy świetny długi weekend.

Poleć:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *