Widok na Manhattan
Widok z okna w naszym hotelu:
Jeden przystanek metra dzielił nas od Roosevelt Island. Stamtąd na Manhattan można było dostać się kolejką linową – Roosevelt Island Tramway. Przejazd kolejką kosztuje tyle co jednorazowy bilet na metro – 2,75 $. Ma ona dwa wagoniki, które mieszczą po 125 pasażerów. Wznosi się na wysokość 76 m, toteż nie jest to przyjemność dla osób mających lęk wysokości. Kolejkę możecie kojarzyć z kilku filmów i seriali np. Spider Man czy White Collar.
Fantastyczne widoki i zupełnie inna perspektywa.
Po przejażdżce ponownie odwiedziliśmy Central Park. Pogoda się poprawiła, z norek i dziupli powychodzili malowniczy mieszkańcy parku:
Bardzo dużo osób w parku biega, jeździ na rolkach, rowerach, spaceruje z psami. Rozgrywał się dziecięcy mecz baseballa, odbywały się sesje fotograficzne, młodzi rodzice spacerowali z niemowlętami w wózkach, starsze dzieci biegały po trawnikach… Miałam wrażenie, że w ten sobotni poranek pół miasta zapragnęło znaleźć się parku i korzystać z wiosny ;)
Następnie podjechaliśmy metrem w okolice Empire State Building, gdzie nadal towarzyszyły nam wiosenne motywy:
Kupiliśmy bilety na taras widokowy i zostaliśmy skierowani do wind wynoszących na 86 piętro – 320 metrów nad ziemię. Zanim jednak wsiedliśmy do windy zobaczyliśmy pokaz Skyride – szalona dwudziestominutowa wirtualna podróż w symulatorze, w 3D, z narracją Kevina Bacona. Mieliśmy bilet łączony na Skyride i Empire State Building, co oszczędziło nam stania w kolejce do kasy. Ale dłuuugie kolejki do wind musieliśmy zaliczyć jak wszyscy inni. W końcu dotarliśmy na taras widokowy…
Takiej panoramy nie zapomni się nigdy. Na pewno. Widok na cały Manhattan, na Brooklyn, na Hudson i East River… Na pobliskie budynki i aleje…
Kto pamięta Bezsenność w Seattle? To tu rozegrała się jedna z najbardziej romantycznych scen w kinie…
Empire State to legenda, symbol Nowego Jorku. Jeden z najsłynniejszych budynków na świecie, występujący w wielu filmach i powieściach. Must see w Nowym Jorku – bezsprzecznie!
Wnętrza budynku zachwycają detalami art deco, a widoki z tarasu zapierają dech w piersiach…
Nasz obfitujący we wrażenia dzień zakończyliśmy na Times Square. Najpierw skierowaliśmy się do gigantycznego sklepu z zabawkami Toys’R’Us – musieliśmy kupić booster (podkładkę) dla córki do samochodu (za wypożyczenie liczono sobie 10$/dzień, a zakup nowej bajeranckiej wyniósł nas 25$ – z samochodu korzystaliśmy przez ponad 2 tygodnie, więc to prosta kalkulacja ;)) Sklep był olbrzymi, z fantastycznymi budowlami z klocków Lego, z ruszającym się T-Rexem, z najprawdziwszą karuzelą – dziecko zachwycone ;)
Times Square mnie zszokował i zmęczył. Tłum, hałas, światła, klaksony, ruch, ścisk. Na pewno inne (może lepsze) wrażenie jest nocą, kiedy wszystko świeci – ale sądzę, że ruch nie maleje.
Na tym wielkim ekranie pokazywani są przechodnie – my tam też jesteśmy :)
Times Square zaliczają obowiązkowo wszyscy turyści, ale jak dla mnie nie jest to konieczne ;)
Poprzedni wpis: Central Park i okolice
Ciąg dalszy: Hotele w USA