Z wizytą u Masajów
Jedną z atrakcji podczas pobytu na safari w Parku Narodowym Amboseli była wizyta w masajskiej wiosce – opłacona (25 $/os.) i zorganizowana – z lodgy zawieziono nas busami do pobliskiej osady. Masajowie to jedno z najbardziej rozpoznawalnych plemion w Kenii, chociaż jest równocześnie jednym z najmniej licznych. Jest to grupa etniczna prowadząca półkoczowniczy tryb życia, a jej głównym źródłem utrzymania jest hodowla bydła.
Skąd wynika popularność Masajów? Może jej powodem są piękne czerwone (lub jaskrawe) stroje? Albo piękna biżuteria z wielobarwnych koralików? Albo wzbudzające ciekawość skaryfikacje i rozciąganie uszu? A może po prostu zamieszkują tereny, na których chętnie przebywają turyści i stąd ta sława? Pewnie wszystkiego po trochu.
Ciekawostki: tradycyjnie Masajowie jadali tylko krowie mięso, krew i mleko, ale teraz ich dieta poszerzyła się o zboża i rośliny. Są społeczeństwem patriachalnym, gdzie rolę „władzy” pełni starszyzna wioski. Są monoteistami i wierzą w jednego boga o imieniu Enkai.
Masajowie najpierw pokazali nam swoje tradycyjne tańce oraz modlitwę – zachęcali nas do wspólnej zabawy.
Potem oprowadzili po wiosce, pokazując jak jest zaprojektowana, aby nie wdzierały się do niej drapieżniki oraz zaprosili nas do swoich domów. Mieszkają oni w okrągłych domkach zbudowanych z drewnianych tyczek oblepionych błotem, krowimi odchodami i trawą. Budynki są bardzo ciemne, mają tylko malutkie otwory, przez które prawie wcale nie wpada światło – aby nie wlatywały tam owady i aby mury utrzymywały chłód. Składają się z 2-3 malutkich pomieszczeń, w których mieszkańcy śpią i gotują. Cała osada otoczona jest okrągłym płotem z akacji, których ciernie mają chronić mieszkańców i ich zwierzęta przed drapieżnikami. Ciekawostka – Masajowie są jedynymi, którym wolno zabić lwa, jeśli napadnie na ich osadę lub zwierzęta.
Pokazano nam także jak młodzieńcy rozpalają ogień mając do dyspozycji dwa patyczki i trochę suchego krowiego łajna oraz opowiedziano o tradycyjnej medycynie.
Następnie panowie usilnie zachęcali do zakupów rękodzieła (o 300% drożej niż np. w Mombasie) u swoich pań, a potem zabrali nas do „przedszkola”, gdzie dzieci dostały od turystów prezenty.
Nauka w szkole podstawowej jest w Kenii obowiązkowa. Masajowie również nauczają swoje dzieci we własnych szkołach lub posyłają je do lokalnych. Dzięki temu wiele z młodych ludzi mówi po angielsku, a nie tylko w tradycyjnym języku Maa.
UWAGA! Często zabieramy ze sobą z Polski jakieś drobiazgi dla maluchów. Nie zabierajcie słodyczy! Dzieciaki były zasypane słodyczami, po prostu zasypane… Kupcie im przybory szkolne, np. zeszyty, bloki rysunkowe, kolorowanki, pisaki; przygotujcie ubrania, sandałki, nawet używane, po waszych dzieciach, kupcie piłkę do gry w nogę, jakieś plecaczki na drobiazgi, maskotki, książeczki po angielsku, nakrycia głowy, skakanki… Oni nie potrzebują słodyczy, ale wszystkiego innego, co dla nas jest oczywiste – owszem!
Mam mieszane uczucia co do tej wycieczki. Z jednej strony byłam zachwycona urodą Masajów, strojami, biżuterią (kupiłam sobie ichnie kolczyki i pewnie nigdy nie założę ) i zaciekawiona tym, jak żyją i jak sobie radzą w buszu. Ale z drugiej strony… Rozumiem, że turyści są dla nich źródłem łatwego zarobku, ale jednak przymuszanie do zakupów towarów o mega zawyżonych cenach było dla mnie bardzo niekomfortowe, przy czym – podkreślę – zapłaciliśmy już za wstęp do wioski. Taki mały zgrzyt…
A tym co mnie jeszcze zaskoczyło, były nieprawdopodobnie czyste, w soczystych, nie wyblakłych kolorach i „wyprasowane” ubrania Masajów, którzy przecież mieszkają w buszu i piorą w rzeczkach i strumykach. Biorąc pod uwagę, to że nienawidzę prasowania, chętnie poznałabym patent na takie ubrania ;)
CDN
Wasza Patrycja
Przypominam o naszym profilu na Facebooku i Instagramie – jest tam jeszcze więcej nas i naszych podróży ;)
Czy ta wycieczka była zakupiona w hotelu na Safarii czy z góry przed przyjazdem ja zamowiliscie?
Na miejscu, podczas safari